Z pewnością wiele osób słyszało o niezwykłych historiach miłosnych rodem z filmów czy powieści. Ale czy ktoś spodziewał się, że jedna z nich może rozpocząć się od… Tindera i zakończyć na rajskiej wyspie Bali? Oto moja niezwykła historia.
To było zwykłe popołudnie, kiedy znudzony przeglądaniem mediów społecznościowych postanowiłem zainstalować Tinder. W końcu, dlaczego nie? Po kilku minutach przesuwania palcem w lewo i w prawo, natrafiłem na profil, który skradł moje serce. Zdjęcia, opis – wszystko pasowało idealnie. Postanowiłem się odważyć i wysłać wiadomość.
Niespodziewanie, dostałem odpowiedź! Rozpoczęliśmy rozmowę, która natychmiast przeszła z lekkiego flirtu w intensywną wymianę poglądów i życiowych historii. Okazało się, że mamy wiele wspólnego, od pasji po podróże po zamiłowanie do dobrej kuchni. Chemia między nami była nie do opisania.
Po kilku dniach wymiany wiadomości poczułem, że muszę ją poznać osobiście. Wydawała się być osobą o wyjątkowym podejściu do życia, pełną energii i otwartości na nowe doświadczenia. Nie czekając długo, zaproponowałem, żebyśmy spotkali się na kawę. A co się stało potem, było po prostu niesamowite. Poszliśmy się ruchać do niej !
Po zaledwie tygodniu od pierwszego kontaktu postanowiliśmy, że chcemy spędzić więcej czasu razem. I dlaczego nie zrobić tego w stylu? Tak więc, po krótkiej rozmowie, zdecydowaliśmy się zorganizować wspólne wakacje… na Bali! Było to impulsywne, szalone, ale jednocześnie ekscytujące.
Nasze wakacje na Bali były jak sen. Spędziliśmy dni na zwiedzaniu wyspy, nurkowaniu w kryształowo czystych wodach, delektowaniu się lokalną kuchnią i czerpiąc radość z obecności drugiej osoby. Była to niewątpliwie najbardziej szalone i niesamowite wakacje, jakie kiedykolwiek przeżyłem.